Koniec marca 2022 roku. Znów trafiłem do Ammanu – tym razem o czwartej rano. To osobliwa pora na przyjazd. Świat jest jeszcze zawieszony między nocą a dniem. Wszystko wydaje się trochę nierzeczywiste. Zwłaszcza gdy podróżuje się samotnie – a ja wówczas byłem sam. Przyjechałem do Jordanii, aby dograć szczegóły w związku z nowym programem – próbną wycieczką przez nieznane dotąd uczestnikom trasy. Miała się rozpocząć za trzy dni.
Na lotnisku zobaczyłem znajomą twarz – przywitał mnie Dżat. Rozmawialiśmy po polsku. Dżat kilka lat mieszkał w Polsce, więc dobrze opanował język. Poza tym kilkoro mężczyzn w jego rodzinie ożeniło się z Polkami. Wsiedliśmy do samochodu Dżata i ruszyliśmy. Z każdym kilometrem wtapiałem się coraz bardziej w oswojony już przeze mnie, budzący się świat ukochanej Jordanii. Celem naszej podróży było Umm al-Jimal, bazaltowe miasto.
Dotarliśmy na miejsce o wchodzie słońca. Zachwyt zaparł mi dech w piersiach. Nikogo poza nami nie było. Pierwsze promienie słońca oświetlały pozostałości starego rzymskiego miasta. Tkwiłem w otoczeniu budowli, które liczyły sobie 1500 lat. Patrzyłem na historię, zastanawiając się, czego świadkiem były te ruiny. W takich chwilach, takich miejscach, ma się poczucie potęgi świata i upływającego czasu. Wiedziałem, że będę tu powracał, aby jeszcze raz doświadczyć tej wzniosłości. Jednak gdy wyjechaliśmy z Umm al-Jimal, zaczął się pogodowy spektakl. Niebo się zachmurzyło, na Jordanię spadł deszcz ze śniegiem. Wycieraczki w samochodzie Dżata ledwo nadążały, próbując poradzić sobie z opadami.
- Czy to nie dziwne? – zapytałem. – Końcówka marca i śnieg?
- Ciesz się, że nie jesteśmy w wyższych rejonach Jordanii – odparł Dżat. – Tam spadło ponad trzydzieści centymetrów śniegu. Muszą sobie z tym poradzić pługi.
Ta wiadomość wprawiła mnie nieledwie w przerażenie. Za trzy dni miała przyjechać grupa spodziewająca się zobaczyć kwitnącą pustynię – nie pustynię pod śniegiem!
Zjechaliśmy do Doliny Jordanu. Większość miejsc widziałem po raz pierwszy – na przykład miasto Salt, które w zeszłym roku zostało wpisane na listę UNESCO. Jednak trudno mi się było nim zachwycać, miałem zbyt zajęte myśli. Wyobrażałem sobie trekking w przejmującym zimnie, biwakowanie na pustyni, do którego najwyraźniej nie będziemy odpowiednio przygotowani. Choć zaraz napisałem maila, polecając uczestnikom dopakowanie ciepłych rzeczy do bagażu, moje obawy nie pierzchły. Nie spodziewałem się, że tak wzniośle rozpoczęty dzień, przyniesie mi tyle całkiem przyziemnego stresu.
Mieliśmy jednak szczęście – niebawem pogoda miała się zmienić, więc byliśmy w stanie zrealizować cały program bez komplikacji. Gdy kilka dni później przyjechali uczestnicy wycieczki, przywitało ich słońce. Odetchnąłem z ulgą, wspominając ten późnomarcowy śnieg. Jordania nadal miała dla mnie sporo niespodzianek!
Jarosław Poniewiera
Współpraca: Michał Paweł Urbaniak